Wyjazd kontrolny z dnia 15 kwietnia 2000


W dół do menu

Powrót do [Wyjazdy kontrolne]

Z nosem spalonym przez słońce...

Jesteśmy na szczycie. Zmieniam przełożenie - łańcuch trzeszczy odrobinę. Ale już nabieramy szybkości. Trzydzieści, wychodzimy z zakrętu - czterdzieści. Ludzie przytulają się do rowerów. Wchodzimy w zakręt. Ostry zjazd - to była góra! Teraz prosta. Szum powietrza. Sześćdziesiąt. Mignął jakiś przechodzień. Już nie patrzę na licznik. Zresztą kto by patrzył? Kto zdrów na umyśle - omija gęsto rozstawione dziury. Oj, działo się - w sobotę, 15 kwietnia.

Zaczęliśmy jak zwykle - kolorowe rowery zjechały pod Dom Parafialny. Już chwilę po dziewiątej ks. Piotr objawił się nam w rezolutnym humorze i w kasku żółciutkim jak pole żonkili (Bez obawy - pszczoły i tak wiedziały, że to podróba...). Po krótkiej modlitwie ruszyliśmy przez Grodziec w kierunku Siewierza. Nadpobudliwi rzucali się zrywami do przodu (Patrzcie - ja to mam krzepę!), czekając póĽniej na resztę stawki. Flegmatycy jechali za to refleksyjnie - nóżka za nóżką (Eee, gdzie się mamy spieszyć - i tak wrócimy do Będzina!) Czyli - jak zwykle.

Zwykłe rzeczy zakończyły się w Siewierzu. Wtajemniczeni wiedzą, że mamy tam swoją agenturę w jak najlepszym wydaniu - siostry powitały nas cieplutko w swoim domu. W tym miejscu dziękujemy za herbatkę (słodzoną!!! - to mi się podoba!) i pozdrawiamy siostrę Zofię!

Ruszyliśmy potem dalej. Zmęczona głowa nie pozwala na wymienianie wszystkich miejscowości. Gdzieś na nasz widok zawyła syrena - czyżby strażacy wsiadali na rowery? Nie wiem - już po chwili byliśmy w Ząbkowicach i przez Dąbrowę wróciliśmy do Będzina. Ogółem dystans - 110-120 km. Zależy jak skalibrujesz licznik.

Był jeden, napiszmy to nieoficjalnie, "kapeć". Był też jeden kontuzjowany, który skorzystał z samochodu serwisowego. Natomiast Adrian, prowadzący Mazdę ks. Piotra, mimo straszliwego zmęczenia - dał radę i dojechał do domu (Ale donoszę tu, że robił sobie częste przerwy. Gaz, hamulec i sprzęgło - trzy pedały - paskudna robota. Pamiętajcie, że my mamy tylko dwa!).

Dużo straciłeś kochany towarzyszu pielgrzymkowy, jeśli nie byłeś na tym treningu. Pierwszy raz w tej wiosny słońce solidnie wzięło się do roboty. Stąd teraz, kiedy stukam ten tekst przy mojej klawiaturze, delikatny raczek czai się na moich rękach. A i o moim nosie słońce też nie zapomniało.

A przecież słońce świeciło też dla Was...
Do zobaczenia następnym razem!
PAWEŁ

W dziale [Zdjęcia] znajdują się zdjęcia z tego wyjazdu.


[Strona główna] [Trasa] [My w mediach] [Sponsorzy] [Zdjęcia] [O pielgrzymce] [O stronie]