Relacja z wyjazdu majowego


W dół do menu

Powrót do [Wyjazdy kontrolne]

Próba generalna

Jestem macho (69kB) W takiej sile zebrała się grupa po raz pierwszy. Nieliczni dezerterzy uzupełniali chyba w tym czasie swoją wiedzę sądząc, że można jeszcze nauczyć się czegoś do nadchodzącego egzaminu maturalnego. Reszta szczęśliwców ruszyła na trzydniową wyprawę.

Wzajemne docieranie się

Co w trawie piszczy (87kB) Co to będzie? Jak szybko jechać? Jaki odstęp? - takie pytania czaiły się w głowach nowicjuszów. Na pierwszym postoju w Jaworznie dołączyła do nas silna grupa z tego miasta i zjednoczone już siły pielgrzymkowe ruszyły prosto na Żywiec. Stopniowo w grupie zaczęła rozchodzić się niepotwierdzona jeszcze plotka o zbliżającym się postoju w Porąbce. A chwile, które można było tam przeżyć, były rzeczywiście cudowne.

Jedzonko

Co w trawie piszczy? (70kB) Kolejka jak za socjalizmu. Koniec nawet chyba nie wie za czym stoi. Wygłodzeni wodzimy oczami za chochelką dzielącą zupę. Podchodzę wreszcie do ogromnego gara. Zniewalający zapach. Chwila paniki - nie mam swojej menażki! Nie ma sprawy. Odliczone jeszcze w Będzinie talerze znajdą się dla każdego. Specjalnie zaprojektowana kuchnia polowa zdała swój pierwszy egzamin. Na piedestale Wiola dzieli kapuśniak z żeberkami - mmmm... (jeśli nie czujesz zapachu unoszącego się z polowego gara - wymień swój modem na szybszy!).
Leży w trawie i nie dycha (66kB) Nie sugerujemy tu bynajmniej, że zupa komuś zaszkodziła, lecz niektórzy spaleni słońcem legli w trawie bez przytomności (patrz zdjęcie).
Słoneczko tymczasem miło operowało, a nasze niczego nieświadome nosy czuły się jeszcze całkiem dobrze. (Na spalone nosy najlepiej przyłożyć kwaśne mleko. Jako nagroda powstanie z niego serek!) Po miłej sjeście wróciliśmy tam gdzie nasze miejsce - czyli na siodełka rowerów. I na Żywiec!

Pokiela som kierpecki całe

To nie jest hotel 5-cio gwiazdkowy (69kB) Urocze Jezioro Żywieckie powitało spoconych już porządnie wędrowców po południu. Góry nie kłaniały się nam zbytnio, toteż bliżej wieczora grupy porozdzielały się porządnie. Stopniowo odnajdywały jednak drogę do ostatniego punktu tego dnia - szkoły w Wieprzu pod Żywcem. Po kolacji udaliśmy się na wieczorną modlitwę, a póĽniej szmery w szkole stopniowo cichły i każdy zaczynał śnić o kolejnym (dosłownie) zakręconym dniu.

Dzień drugi

Msza święta rozpoczęła drugi dzień naszej wędrówki. Wyjazd do Rzymu nie jest zwykłą wycieczką - przypominał ks. Piotr w krótkim słowie. Stąd wśród przygotowań sprzętu, sakw i innych drobiazgów nie powinno zabraknąć czasu na chwilę zastanowienia się nad osobistą intencją tego wyjazdu - po co jedziemy?
Drugi dzień upłynął na zmaganiach z pięknymi polskimi górami. Trochę potu zostało na bocznych dróżkach, a niektórzy po prostu wprowadzali rowery pod co groĽniejsze podjazdy.

Pozwól sobie na odrobinę luksusu!

Drugi nocleg (w Lubieniu) to już prawdziwy luksus - każdy miał swoje wyrko i po górskim pedałowaniu skorzystał z niego dość szybko. W ostatnim dniu "dowodzenie" wyprawą przejął ks. Bronek. Ruszyliśmy w kierunku Wadowic. Do miasta Karola Wojtyły dotarliśmy wprawdzie z małymi przygodami (dwie grupy pojechały inną trasą niż pozostałe odnajdując pod drodze urocze strome podjazdy), ale póĽniej wszystko przebiegało już bez zakłóceń.
Każdy miał okazję sprawdzić jak jeĽdzi się w takiej grupie. I choć może niektórzy powinni popracować jeszcze nad kondycją - czas chyba teraz podszkolić się też z włoskiego. Do papieża trafić musimy - w końcu wszystkie drogi prowadzą do Rzymu!

PAWEŁ

P.S. Jeśli ktoś życzy sobie odbitki - dajcie znać: pawel@mailandnews.com

Alicja (33kB) Powrót (61kB) Koniec z odchudzaniem (51kB) Jedzenie (46kB) Rodzinne miasto Jana Pawła II (112kB)

[Strona główna] [Trasa] [My w mediach] [Sponsorzy] [Zdjęcia] [O pielgrzymce] [O stronie]