Relacja z wyjazdu majowego
Powrót do [Wyjazdy kontrolne]
Próba generalna
W takiej sile zebrała się grupa po raz pierwszy. Nieliczni dezerterzy
uzupełniali chyba w tym czasie swoją wiedzę sądząc, że można jeszcze nauczyć
się czegoś do nadchodzącego egzaminu maturalnego. Reszta szczęśliwców
ruszyła na trzydniową wyprawę.
Wzajemne docieranie się
Co to będzie? Jak szybko jechać? Jaki odstęp? - takie pytania czaiły się w głowach nowicjuszów.
Na pierwszym postoju w Jaworznie dołączyła do nas silna grupa z tego miasta i zjednoczone już siły
pielgrzymkowe ruszyły prosto na Żywiec. Stopniowo w grupie zaczęła rozchodzić się niepotwierdzona
jeszcze plotka o zbliżającym się postoju w Porąbce. A chwile, które można było tam przeżyć, były
rzeczywiście cudowne.
Jedzonko
Kolejka jak za socjalizmu. Koniec nawet chyba nie wie za czym stoi.
Wygłodzeni wodzimy oczami za chochelką dzielącą zupę. Podchodzę wreszcie
do ogromnego gara. Zniewalający zapach. Chwila paniki - nie mam swojej
menażki! Nie ma sprawy. Odliczone jeszcze w Będzinie talerze znajdą się
dla każdego. Specjalnie zaprojektowana kuchnia polowa zdała swój pierwszy
egzamin. Na piedestale Wiola dzieli kapuśniak z żeberkami - mmmm... (jeśli
nie czujesz zapachu unoszącego się z polowego gara - wymień swój modem
na szybszy!).
Nie sugerujemy tu bynajmniej, że zupa komuś zaszkodziła, lecz niektórzy
spaleni słońcem legli w trawie bez przytomności (patrz zdjęcie).
Słoneczko tymczasem miło operowało, a nasze niczego nieświadome nosy
czuły się jeszcze całkiem dobrze. (Na spalone nosy najlepiej przyłożyć
kwaśne mleko. Jako nagroda powstanie z niego serek!) Po miłej sjeście
wróciliśmy tam gdzie nasze miejsce - czyli na siodełka rowerów. I na Żywiec!
Pokiela som kierpecki całe
Urocze Jezioro Żywieckie powitało spoconych już porządnie wędrowców
po południu. Góry nie kłaniały się nam zbytnio, toteż bliżej wieczora
grupy porozdzielały się porządnie. Stopniowo odnajdywały jednak drogę
do ostatniego punktu tego dnia - szkoły w Wieprzu pod Żywcem. Po kolacji
udaliśmy się na wieczorną modlitwę, a póĽniej szmery w szkole stopniowo
cichły i każdy zaczynał śnić o kolejnym (dosłownie) zakręconym dniu.
Dzień drugi
Msza święta rozpoczęła drugi dzień naszej wędrówki. Wyjazd do Rzymu
nie jest zwykłą wycieczką - przypominał ks. Piotr w krótkim słowie. Stąd
wśród przygotowań sprzętu, sakw i innych drobiazgów nie powinno zabraknąć
czasu na chwilę zastanowienia się nad osobistą intencją tego wyjazdu -
po co jedziemy?
Drugi dzień upłynął na zmaganiach z pięknymi polskimi górami. Trochę potu
zostało na bocznych dróżkach, a niektórzy po prostu wprowadzali rowery
pod co groĽniejsze podjazdy.
Pozwól sobie na odrobinę luksusu!
Drugi nocleg (w Lubieniu) to już prawdziwy luksus - każdy miał swoje wyrko
i po górskim pedałowaniu skorzystał z niego dość szybko. W ostatnim dniu "dowodzenie"
wyprawą przejął ks. Bronek. Ruszyliśmy w kierunku Wadowic. Do miasta Karola
Wojtyły dotarliśmy wprawdzie z małymi przygodami (dwie grupy pojechały inną
trasą niż pozostałe odnajdując pod drodze urocze strome podjazdy), ale póĽniej
wszystko przebiegało już bez zakłóceń.
Każdy miał okazję sprawdzić jak jeĽdzi się w takiej grupie. I choć może niektórzy
powinni popracować jeszcze nad kondycją - czas chyba teraz podszkolić się też
z włoskiego. Do papieża trafić musimy - w końcu wszystkie drogi prowadzą do
Rzymu!
PAWEŁ
P.S. Jeśli ktoś życzy sobie odbitki - dajcie znać: pawel@mailandnews.com
[Strona główna]
[Trasa]
[My w mediach]
[Sponsorzy]
[Zdjęcia]
[O pielgrzymce]
[O stronie]